Księgi Klanu
Kwiecień 25, 2024, 02:23:12 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Aktualności: Aby widzieć wszystkie działy wymagana jest ranga "Najemnik Świeżak"!
 
Strona głównaPomocSzukajKalendarzZaloguj sięRejestracja
Strony: [1] 2 3 ... 10

 1 
 : Czerwiec 23, 2019, 21:10:41 
Zaczęty przez Rukyan - Nowe: wysłane przez Rukyan
O czym powinien pamiętać Optimus przygotowując się do eventu?

Dotarcie na Event to spore wyzwanie, nawet dla takiego gościa jak Optimus.



Odcienie szarości pochłonęły karmazyn zachodzącego słońca, przypominając o pochodni, która została w domu, wygodnie wylegując się w markowym stojaku na pochodnie z IKEI. Dzisiejszą noc nasz bohater będzie musiał spędzić po omacku, niestety aby dotrzeć na #GameON trzeba bezwzględnie minąć Czarnylas, a bez mapy ani rusz. Ktoś widział mapę? W Czarnym lesie łatwo namacać coś czarnego i złowrogiego, zatem przydałby się miecz, tak tak, ten sam który bojowo wisi w domu nad kominkiem, groźnie pobłyskując wyszczerbionym ostrzem. Ślimaczo-macającym truchtem jakoś dotarłby do krawędzi lokacji, oddzielonej lołdingiem od Czarnylasu, gdzie Pan Frączewski raczy przypominać, że przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę. Załamany obrotem wydarzeń mógłby przysiąść na pniu sosny, ściętej przez drwala Antka w morderczym szale, ale my tu nie o zbrodni sprzed tygodnia.

Co zatem zrobi Optimus?

Nauczony doświadczeniem, doskonale wie, że zebrać drużynę może każdy. Drużynę składającą się z najlepszych kompanów jakich można sobie wymarzyć :

Odwaga
Asertywność
Kreatywność
Pogoda ducha
Otwartość
Empatia
Uczciwość

I inne.

Uzbrojony w taką kompanię, bez problemu powinien dotrzeć na GameON, pomimo braku pochodni, mapy, miecza i aprobaty pana Frączewskiego.
Optimus powinien pamiętać przygotowując się do eventu, że najważniejsze jest to co w nas, a nie otoczka fabularna. Dzięki temu zjedna sobie każdego!

 2 
 : Maj 05, 2019, 14:11:10 
Zaczęty przez Rukyan - Nowe: wysłane przez Rukyan
W życiu się nie dotknę, nie ma mowy!       

"Pan Q"

Sweter pana Gerwazego idealnie wpasowywał się w szaroburą rzeczywistość blokowiska, workowaty, bez koloru, nijaki. Dzieciaki w szkole wysunęły śmiałą tezę, że upodobnił się on do właściciela, bo bylejakość była główną cechą naszego W-F'isty. Wielu się z niego naśmiewało, wielu kpiło, a każdy kto nie był zmuszony planem zajęć uczęszczać do niego na lekcje, omijał szerokim łukiem. Natura ludzka bywa jednak dwojaka, a pod tłustą grzywką, pinglami jak z amerykańskiego sitcomu i ogólnym marazmem krył się największy superbohater mojego osiedla, zaraz po napalonym hydrauliku który wyskoczył przez balkon z drugiego piętra, mając na sobie tylko ręcznik, tym samym unikając bolesnych konsekwencji dorabiania na boku - Typowy batman betonowej dżungli.

Były to czasy gdy Voodoo Graphics grzało się piekielnie w każdym domowym blaszaku, a radiator na nim, głowę dam sobie uciąć, był plastikowy. Każdą część blaszaka szanowało się jak sztabkę złota, bo zawsze znalazło się coś na co można było przebimbać oszczędności. Zarobione przez wakacje pieniądze często ledwo starczały na jakikolwiek upgrade sprzętu, a przecież na nowy numer Click! czy tam lody, musiało starczyć. Szał na overclocking procesorów dopadł nas nagle, z normalnych ludzi wychodzili zapaleńcy podkręcania, którzy kupowali szybki RAM nie dlatego, że zapewniał lepszą wydajność samemu systemowi, a pozwalał bardziej podkręcić sam procesor.

Wtedy to spotkałem pana Gerwazego, który w przeszłości uczył informatyki w naszej szkole, a jakimś cudem został wuefistą na pół gwizdka, gdy jego etat przywłaszczył sobie bratanek dyrektorki . Znany był on z wyjątkowo flegmatycznego podejścia, ogromnej kolekcji gier na nośnikach wszelkich i prawdziwego zapału jeśli chodzi o nowinki technologiczne, nie licząc kiepskiego ubioru. Serdeczny jak zawsze, zaprosił mnie na zajęcia dodatkowe w osiedlowej świetlicy, o których po blokach krążyła niejedna legenda. Zgodziłem się zachęcony wizją ogrywania najnowszych produkcji na sprzęcie staruszka, jeśli rzeczywiście nie odrabiają tam lekcji z matmy, to by było coś.

 Z pozoru głupia wymiana Herosów III na Sacreda, zaowocować miała niezwykłą, acz chwilową przyjaźnią. Starsi od dawna trzymali sztamę z panem Gerwazym, głównie dla możliwości wypożyczenia czegoś z kolekcji, bądź ewentualnej pomocy przy serwisie blaszaka. Brak dostępu do internetu wymuszał na nas zakup prasy branżowej na tak zwaną bułę (Spółkę) , która to niekoniecznie zawsze traktowała o tym, o czym chcieliśmy się dowiedzieć. Spotkania na świetlicy, odbywające się zawsze w soboty po południu, były dla nas wybawieniem od wszelakich problemów ze sprzętem i grami, które pojawiały się niemal codziennie, a których przez tydzień nazbierało od groma. Ilekroć miałeś problem z jakimś questem, nasz opiekun służył pomocą, stąd też jego ksywka, Pan Q. Chciałbyś zacząć zabawę z podkręcaniem? Wybuliły Ci kondensatory ? Uzbierałeś grosiwa na nowy sprzęt ale nie wiesz co kupić? Na kłopoty, Pan Q. Dzieciaki widziały w nim komputerowego boga, chodzący poradnik i nieprzebraną skarbnice informatycznej wiedzy.

Swoją przygodę z overclockingiem zacząłem zaraz po zebraniu gotówki na remont PC. Od dłuższego czasu chciałem dołączyć do elitarnego grona posiadaczy podkręconych Core 2, niestety moje kości pamięci nie mogły działać wolniej niż synchronicznie z magistralą Front-side bus, więc żeby przyspieszyć procesor, musiałem przetaktować samą pamięć i FSB, co bez wymiany pamięci było niemożliwe. Udając się na co sobotnie spotkanie, zabrałem ze sobą dokładny spis posiadanego przeze mnie sprzętu w zeszycie, mając nadzieję że pan Q pomoże mi wybrać odpowiednie wyjście z sytuacji, jednocześnie nie przekraczając ubogiego budżetu nastolatka. Mój guru dokładnie przejrzał ów spis, po czym powiedział coś co na zawsze pogrzebało naszą przyjaźń, bo kto obraża Twój sprzęt, to tak jakby Ci napluł na matkę. Szczególnie robiąc to publicznie przy graczach z całego osiedla.

"Co Ty chcesz kręcić? Twój zasilacz to syf, jest na czarnej liście, totalny śmieć nad śmiecie. Zmień zasilacz zanim Ci się cały sprzęt zjara, bo to syf!"

Nagły atak złości naszego opiekuna wytrącił mnie z równowagi,trzasnąłem trzymanym w ręku czasopismem Play o ziemię i tyle mnie widzieli. Nikt, absolutnie nikt, nie będzie wypowiadał się w taki sposób o rzeczach, które zakupiłem sam, zamiast wydać na fajki. W głębokim postanowieniu "Ja wam, kurcza wasza mać, jeszcze pokażę!" postanowiłem mimo wszystko podjąć próbę przetaktowania, nie licząc się z ewentualnymi konsekwencjami. Jak można było przewidzieć, słuchając się mądrzejszych od siebie, zasilacz zaskwierczał bardzo szybko, zabierając ze sobą praktycznie wszystkie bebechy blaszaka w uroczystym przepięciu. Smród taniego grillowanego plastiku otulił szyderczo mój pokój, trochę szczypało w oczy, stąd też wzięły się łzy. Rzecz jasna nikomu się nie przyznałem, a nagły wzrost aktywności fizycznej tłumaczyłem chęcią zmiany stylu życia i ładną pogodą.

Pan Q zaczepił mnie parę tygodni później na szkolnym korytarzu, uznawszy że winien mi jest przeprosiny. Tłumaczył się trudną sytuacją osobistą i ogólnie niemrawym nastrojem, co w konsekwencji skończyło się wyładowaniem frustracji na moim zasilaczu, czytaj na mnie. Od starszych kolegów dowiedziałem się że tego feralnego dnia, nocą, zmarła matka pana Gerwazego, a on mimo wszystko postanowił poprowadzić dla nas zajęcia. Nie doświadczyłem skróconej żywotności podkręconych elementów, trzaskających wentylatorów i piekielnych temperatur, nie moczyłem we wodzie, ani nie chłodziłem azotem, chociaż wiem, że Pan Q zapewniał po moim odejściu tym podobne atrakcje. Nie nazwę się specem ale powiem jedno :

Jak coś jest na czarnej liście Pana Q, to nie znalazło się tam bez powodu.



 3 
 : Kwiecień 29, 2019, 23:30:58 
Zaczęty przez Rukyan - Nowe: wysłane przez Rukyan
"Drogi przyjacielu"

Mówią że bez przyjaźni i miłości próżno szukać sensu w życiu, a z umiejętnością zawierania jednych i drugich przychodzimy na świat. Co jeśli gdzieś po drodze zostałem wybrakowany? Nie jestem w stanie dopuścić do siebie ludzi na tyle blisko, by ofiarować im coś więcej niźli sympatię z czystej grzeczności. Gdzie szukać siebie, skoro to kim jesteśmy definiują osoby które nas otaczają. Każdy potop bólu zaczyna się od kropli, drąży nas powoli spływając ciurkiem, szykuje miejsce pod strumień, który ostatecznie rzeką wedrze się w nasze serca. Łapczywie kradnąc oddechy ulgi, wspominam czasy w których nie byłeś mi potrzebny. Teraz jednak ślepo ufając oddaje Ci to, co we mnie prawdziwe, a czego nie widać.



I

Zabrałeś mnie do miejsc w których mogłem być tym, kim tylko zapragnąłem zostać. Obcując z ludźmi którzy mają do tego takie samo prawo, czułem się nieco nieswojo. Czy prawda obleczona fałszem nadal jest prawdziwa? Nigdy bym nie pomyślał jak łatwo jest mówić o sobie gdy można ukryć się pod nowym imieniem i twarzą, jednocześnie dzieląc się realnymi emocjami. Jednak wszystko nadal było odległe i poza zasięgiem mojej dłoni, a żar który się z Ciebie wylewał po długich godzinach spędzonych w tym świecie, był jedyną prawdziwą reakcją na mój ból. Pomimo przeciwności zawarłem pierwsze przyjaźnie od lat, a i serce parę razy zabiło mi mocniej. Dzięki Tobie znów czuje się człowiekiem, choć sam jesteś taki nieludzki.

II

Przeglądając się rano w lustrze nie widzę znajomej twarzy, zastanawiam się kim jest tenże jegomość o aparycji bezdomnego. Ile to czasu już minęło? Im głębiej zapadam się w wirtualne odmęty Twojej rzeczywistości, tym mniej prawdziwy sam się staje. Dokąd zaprowadzi mnie ta droga, skoro nie potrafię żyć poza światem który mi dałeś. Jednak to co czuję, jest prawdziwe, prawdziwe i potrzebne. Jak zrezygnować z czegoś co zdefiniowało na nową moją osobę? Od jakiegoś czasu jesteś jakiś nieswój, ciągle w gorączce, ciężko dyszysz, czy wszystko z Tobą w porządku? Przestałem o Ciebie dbać, wtedy zostawiłeś mnie po raz pierwszy.

III

Rozłąka wyszła nam na dobre, mija półtorej roku odkąd odszedłeś, nie tęskniłem. Prawdziwe bycie ma swoje zalety, a to czego nauczyłem się dzięki Tobie, pozwoliło mi cieszyć się tym tak jak powinienem. Gdybym tylko potrafił wykrzesać z siebie coś więcej, by kochać i być oddanym przyjacielem. Gdzieś tam w głębi pozostała pustka, która tylko Ty byłeś w stanie zapełnić. Dzięki Tobie nie miałem jednego życia, miałem ich wiele, zwiedziłem wiele światów , poznałem mnóstwo historii i wspaniałych osób. Czas byś do mnie wrócił.

IV

W nowych szatach Ci do twarzy, jednak coś się między nami zmieniło, oboje dojrzeliśmy do samodzielności. Czasami mam wrażenie że Cię wykorzystuje, a nasza przyjaźń minęła bezpowrotnie, chcę jednak byś wiedział że pomogłeś mi stać się człowiekiem którym jestem teraz. Gdy nie miałem pomysłu czym się zając, razem szukaliśmy pracy. Gdy zdawałem na prawo jazdy, pomagałeś mi opanować kodeks ruchu drogowego. Gdy poznałem kobietę swojego życia, dzięki Tobie utrzymywaliśmy ze sobą stały kontakt, choć w pewnym momencie dzieliły nas od siebie tysiące kilometrów. To Ty pomogłeś mi wybrać pierścionek zaręczynowy i zorganizować wesele, a gdy przyszedł na świat mój syn, pomagasz mi być dobrym tatą. Jesteś najlepszym nieprawdziwym przyjacielem jakiego mam.

Martwa rzecz to, co krzty duszy w sobie nie ma, obdarzona uczuciem, zdała się ożyć.

W hołdzie Lenovo Y50-70








 4 
 : Luty 06, 2017, 00:17:16 
Zaczęty przez Rukyan - Nowe: wysłane przez Rukyan
Marmurowe uliczki Heine skrywają wiele tajemnic ale nawet ściśle strzeżone sekrety w nieodpowiednich rękach często przybierają miano plotek...

 Niedaleko miasta na terenie starej przystani zamieszkiwała z pozoru normalna rodzina,  matka jak to matka, całymi dniami ślęczała nad garami i zawracała gitarę zapracowanemu ojcu. Te małżeństwo z konieczności, bo przecież nie dla posagu, a może nawet samo równie koniecznie konsumowanie małżeństwa? Tak czy siak dało początek nowemu życiu, ów płód nazwano Arius z góry zakładając że będzie to chłopiec. Bo przecież co komu po kolejnej kurze domowej? Najwyżej zgoliłoby się córunie na łyso i wysłało na kuter, bynajmniej zapach śledzia nie byłbym niczym dziwnym.  Wracając do meritum naszej miejskiej legendy, do rodziny Aquadell, pominiemy jakże cudowny okres noszenia Ariusa w brzuszku i długim krokiem skoczymy do wczesnego dzieciństwa.


Aquadellowie utrzymywali się z rybołówstwa co już z normalnością mniej miało wspólnego, gdyż w morzu łatwiej znaleźć coś  przez co można być zjedzonym, a nie coś co można zjeść. Z tego powodu cienko przędli, co złowili to zjedli, a o sprzedaży nie było mowy. Niestety kolejnym rodzinnym fatum okazał się pierworodny, im starszy był tym bardziej zamknięty i jak to mawiali rodziciele tępy. Całymi dniami potrafił patroszyć rybę, dokładnie wyjmując jej bebechy kiedy każdego normalnego mrocznego doprowadziłoby to do szewskiej pasji. Nie raz dochodziło do sytuacji że zrobił mamuni paciorki z rybich oczu, czy też kapturek na przyrodzenie dla tatusia z rybich jelitek. Och, jakże słodki był z niego chłopczyk!  Po rybach rozbieranych na części pierwsze, były ryby na przeróżne sposoby zabijane żyłką. Coś sobie chłopak upatrzył w tym tatusiowym sprzęcie że z wielką chęcią rozwijał swoje socjopatyczne wdzięki. Jak już ryby mu się znudziły, przyszła pora na pieski, krówki, a potem nawet dzieci sąsiadów. Nie takie małe, wrzeszczące bachory z którymi ledwo można wytrzymać. Nastolatkowie, wredni i patrzący na świat z pogardą, na cep również. Dlatego nikomu ich nie było szkoda.  Pewnej upojnej nocy pan Aquadell spółkując z panią Aquadell usłyszeli przedziwne dźwięki przypominające kastrowane prosie. Z impetem wybiegli przed chatę tylko po to by ujrzeć ukontentowanego Ariusa, a tuż przed nim na dwóch balach rozciągniętego na żyłkach syna Żytniowskich. (Pole na przeciwko przystani, a raczej kompostownik) Jako że utyty był wielce, w ciemności bardziej knura przypominał niż człowieka. Ale kto by spuszczał krew ze świniaka na piasek, no kto!? Przecie kaszaneczka rzecz przednia i droga.  Także się domyślili że to człowiek, nad którym ich syn się pastwi i z niecierpliwością czeka na jego śmierć, spuszczając krew z grubego cielska przy pomocy haczyków na większe sztuki. Pan Aquadell w końcu nie wytrzymał i wystraszony odezwał, a raczej ryknął do syna :

- Synku, synku ! Co Ty najlepszego zrobiłeś!

Płaczliwy ton ojca uderzył niczym grom w uszy zajętego torturami Ariusa.

- Właśnie, synusiu! Skóra by była dla tatusia na nowy kapoczek!

Ryknęła delikatnie wkurzona mamusia do wtóru.

- Przepraszam mamo, następnym razem pójdzie lepiej.

Chłopak wzruszył ramionami i wrócił do swoich spraw, nie przejmując się nic a nic uwagami rodzicieli.


Wiadomo po kim Arius miał psychopatyczne skłonności, niestety kiedy ojciec przekonał się z kim musi spać pod jednym dachem od tylu lat, a niczego się nie domyślał - Wziął i dostał zawału. O i od tak, bez żadnego tragizmu zrobili z niego kaszankę i poduszki. Bo przecież nic się nie może zmarnować, prawda?


Późniejszymi czasy po Heine krążyła historia o mrocznym elfie w odzieniu z ludzkich skór, tandetnym słomianym kapelusiku i z zestawem haków, haczyków i żyłek za pazuchą. Podobno napadał na co gładsze dziewki i mężów, obdzierając ich ze skóry, wyjmując flaki, separując mięso od kości i spuszczając krew. Po takim filetowanku trudno było się domyślić kogo tak na prawdę zabił, przez trzy lata znaleziono około pięćdziesięciu szkieletów na terenie całego Innadrilu.  Ale za to obroty kaszaneczką wzrosły! Taki nowy rodzinny interes.


Pochówek robiono masowo, w jednej ogromnej trumnie, ponieważ nikt nie był w stanie zgadnąć czyje kości są czyje.


 A po co się sprzeczać o głupoty?





Nie znane przed chorobą.



(Stopień Pierwszy - Antyspołeczny manipulator.)


Wyniszczony chorobą umysł zrobił z niego idealny przykład socjopaty, nie potrafi dostosować się do życia w społeczeństwie. Nie trzyma się ogólnie ustalonych norm i zasad etyki społecznej, żyje według własnych jemu znanych reguł. Często kłamie i manipuluje innymi dla własnych celów, nie ma wstydu ani poczucia winy, słowo odpowiedzialność jest mu obce. Nie przywiązuje się do miejsc ani ludzi.  Aby osiągnąć wyznaczony cel potrafi nawet udawać miłego, szarmanckiego bądź zabawnego. Niestety po dłuższej chwili takiej zabawy wraca poprzedni chłód lub odpływa w swoje szaleństwo.


(Stopień drugi - Autystyczny krawiec.)

W pewnych okolicznościach pobudzających jego chore żądze, zmienia się w głuchego na wszelkie prośby i rozkazy przygłupa, z pasją oglądającego cudze skóry i włosy. Ciągle zbiera wymiary i ogląda czyjąś skórę lub czuprynę na tle swojego płaszczu, jakby przymierzając. Nie wiadomo co wtedy myśli i czuje, wygląda na niezwykle pobudzonego i rozmawia sam ze sobą. Stan ten może trwać godzinami lub parę minut, w zależności od stopnia wycieńczenia umysłu. Nie zwraca wtedy uwagi na ból, upokorzenia, głód czy nawet zagrożenie życia.

(Stopień trzeci - Psychopata)

Całkowicie traci rozum w sprzyjających temu okolicznościach, staje się nieobliczalny, impulsywny i  spontaniczny. Kieruje się własną żądzą i naturalnym instynktem przetrwania...

 5 
 : Luty 05, 2017, 22:32:22 
Zaczęty przez Rukyan - Nowe: wysłane przez Rukyan
 
 
Port Heine o świcie.


Dwoje niewyspanych i równie niezadowolonych strażników taszczy właśnie zalanego w trupa mężczyznę, wymieniając ze sobą złośliwości...

- Skurkobany znowu się zapił!

Jęknął żałośnie wąsaty grubas ściśnięty płytami zbroi.

- A awantura jaka! Dziesiąta w tym miesiącu!

Odburknął rudy chudzielec, z którego to zbroja niemalże zwisała.

- A weź go tutaj zostaw! Perfumiarz, perfumiarzem ale pijus to z niego nielichy!

Zgodnie rzucili ledwo przytomnego delikwenta na bruk, odchodząc czym prędzej, jakby obawiając się że się przebudzi.


Ouuuu...

Upojony jak czyrak żółcią Zunthai otworzył przekrwione oczy z trudem zbierając się z bruku. Jedyna myśl która zrodziła się w jego głowie : Znaleźć łóżko. Począł kroczyć nieporadnie przed siebie, nie zdając sobie sprawy że właśnie wchodzi na pokład statku handlowego. Marynarze zajęci załadunkiem nawet go nie zauważyli, dzięki czemu bez większych kłopotów ze strony załogi wtargnął do ładowni, wmawiając sobie że schodzi do swojego laboratorium w centrum Heine.

- Cuchnie jak cholera...

Wymamrotał, chwiejnie omijając skrzynki i beczki. Po drodze nie omieszkał złapać za pęto suszonej kiełbasy, wtykając ją sobie niemal od razu do ust.

- A przegryzę...

Usiadł pod baryłką z zapasem jakiegoś cieńkusza, hakiem zaczął mozolnie wiercić dziurkę w desce u jej boku, aby dobrać się do zawartości.

Pełne morze.

Statek wypłynął, a Zun zajął się opróżnianiem beczki. Nie mogąc dostać się do jej dna, ostrożnie wyciągnął wieko i nie wiedząc dlaczego wszedł do środka, skąd mógł swobodnie czerpać czarką resztki wina. Dla wygody i świętego spokoju zakrył się wiekiem, co jakiś czas przegryzał kiełbasę, oddając się alkoholowi w pełni.

Port Giran

Rejs do portu Giran trwał parę dni, tak się składa że statek na którym znalazł się Zunthai zmierzał z zaopatrzeniem do Gilotyny, karczmy w tamtejszym porcie. Ork usnął kamiennym snem, nie zdając sobie sprawy z tego że wyładunek już się zaczął. Potężny Witalij zarzucił sobie beczkę z niespodziewanym gościem na ramię, nie marudząc nawet że jakaś ona za ciężka nieco, po czym udał się wprost do karczmy, z zamiarem oddania pierwszej beczułki Stokrotce, która oceni jakość dostarczonego trunku.

Gilotyna, zaplecze.

Witalij zostawił Stokrotkę sam na sam z beczułką, ta zaś wzięła toporek, rozrąbując bez wahania wieko! Ostrze o centymetry minęło czaszkę śpiącego Zuna, kobieta wyciągnęła wieko...

W ten dostrzegła pustką beczkę, a w niej w kolejności następującej :

Śmierdzącego przetrawionym alkoholem orka, który namiętnie tulił do siebie pęto kiełbasy.

Zasuszony łeb małpy na jego szyi, zwisający z misternie wykonanego łańcucha.

Grubego szczura, wtulającego się w nogę orka jak wierna kochanka.


Zunthai pomimo zapachu i całej sytuacji, wyglądał na jakąś bogatą szychę, płaszcz miał zdobny, torbę pełną, a sakw parę przy pasie!


Taką oto krotochwilę zgotował Zunthai karczmarce Gilotyny, nieświadomie wpraszając się na zaplecze, gdzie niejeden chciałbym się znaleźć sam na sam ze Stokrotką.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.      
Ostatnio zmieniony przez Kędzior2014-07-23, 11:44, w całości zmieniany 2 razy     
         

 

 
       
              
         
      
Bracchus 
 
            
            
         
Dołączył: 29 Maj 2014
Posty: 150
 
Wysłany: 2014-07-23, 09:13             
      
Kobiecie nawet powieka nie drgnęła. Przyzwyczajona do największych dziwadeł, zacisnęła tylko pięści po czym gwałtownie naparła na beczkę. Ta rozłupała się z głośnym hukiem w brutalnym zetknięciu z kamienną posadzką i wysypała na nią swoją zawartość.
Szczur pisnął, uciekł w kąt. Kiełbasa potoczyła się, zatrzymując w końcu na niewielkim zydelku. Stokrotka, nie patrząc na orka, ruszyła szybkim krokiem w stronę wyjścia. Jej ciężkie piersi kołysały się energicznie, tyłek kręcił przepiękne elipsy a brwi ściągnęły w gniewnym grymasie. Już po chwili dało się słyszeć podniesiony głos rudej ślicznotki, która opieprzała dostawcę za zepsutą zawartość beczki.

Półprzytomny Zunthai nie został długo sam na sam z wnętrzem porządnie wyposażonego magazynu. Po niespełna minucie do środka wcisnął się Witalij. Na jego twarzy malowało się delikatnie niezadowolenie. Gigantyczny wykidajło przysiadł na malutkim zydelku, prawie następując na kiełbasę Zuna. Odetchnął raz i drugi, po czym wyciągnął z zanadrza książkę, otworzył ją i zagłębił się w lekturze.
Na zdobionej oprawie widniał pozłacany napis "O obrocie Ciał Niebieskich". Uczone traktaty zupełnie pochłonęły czułego barbarzyńcę. W końcu nigdy do końca nie wierzył w te bzdury o słoniach i żółwiu i oto znalazł się ktoś, kto podzielał jego wątpliwości.

Kiedy ork odzyskał świadomość, mięśniak spojrzał na niego mrużąc groźnie oczy, najpewniej oczekując wyjaśnień.      
_________________
I propose a toast
To my self control
You see it crawlin helpless on the floor   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-23, 10:34             
      
Spał jeszcze dobra godzinę nim doszedł do siebie, zaczął powoli otwierać powieki, cicho mlaskając.

- Znowu zasnąłem na ziemi...

Wyburczał, siadając. Owinął się szczelniej płaszczem, jakby mu było zimno.

Rozejrzawszy się trochę po pomieszczeniu otworzył szerzej oczy, wyglądał jakby próbował sobie przypomnieć gdzie się znajduje. Szukał w pobliżu czegoś znajomego i jego oczy natrafiły na... książkę.

- De revolutionibus orbium coelestium! Toż to księga za którą na stosie palą.

Ożywił się wyraźnie, jego lazurowe oczy rozbłysnęły ciekawością, a pytanie zrodzone w głowie "Gdzie ja jestem?"najwyraźniej przestało mieć znaczenie w obliczu takiego znaleziska.

- Skąd pan masz to arcydzieło?

Wstał chwiejnie, podchodząc do Witalija bez zbytniej krępacji. U boku orka olbrzym mógł zauważyć przenośną lnianą biblioteczkę w postaci torby, z której akurat wystawał kawałek "Inkwizycja, a religijny fanatyzm."      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
         

 

 
       
              
         
      
Bracchus 
 
            
            
         
Dołączył: 29 Maj 2014
Posty: 150
 
Wysłany: 2014-07-23, 13:33             
      
Witalij powoli odłożył księgę, wyprostował swoją imponującą posturę.
Bardzo skutecznie ukrył ciekawość biorącą się z faktu, że spotkał na swej drodze osobę oczytaną i obytą. Uwielbiał w końcu dyskutować o wszelkich rzeczach związanych z nauką, sztuką i kulturą. A o rozmówców na poziomie w Gilotynie było raczej cholernie trudno.
Był jednak profesjonalistą. Dlatego też od razu przybrał maskę osiłka i warknął na orka.

- Ja tu zadaję pytania! Ktoś Ty? Odpowiadaj, bo inaczej legularnie przemodeluję Ci facjatę! - od razu zaklął pod nosem. Czasami wychodził z niego zbytni inteligent, szczególnie po solidnej lekturze. W takich sytuacjach ratowały go na szczęście gęba zawodowego barbarzyńcy, postura ogra i głos przypominający zgrzyt kamienia o kamień.      
_________________
I propose a toast
To my self control
You see it crawlin helpless on the floor   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-23, 14:21             
      
Mężczyzna zrobił krok do tyłu, zerkając ku górze, na twarz osiłka. Zacisnął nieco usta i zmrużył oczy, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z powagi sytuacji.

- Dobre pytania, mości olbrzymie. Jestem Zunthai, chociaż wszyscy zwą mnie Zun. Alchemik i ...

Zun zerknął po sobie krytycznie.

- Nadworny moczymorda, który zapewne po raz kolejny przesadził.

Westchnął ciężko, tym razem trzeźwym wzrokiem, zbadał pomieszczenie.

- Mógłbym się dowiedzieć gdzie jestem? Zostałem sprzedany do niewoli...?

Przejechał lewą dłonią po czole, jakby chciał uśmierzyć ból głowy samym gestem.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
         

 

 
       
              
         
      
Bracchus 
 
            
            
         
Dołączył: 29 Maj 2014
Posty: 150
 
Wysłany: 2014-07-24, 09:54             
      
Wykidajło nie zdążył z odpowiedzią. Pomiędzy framugą, zydelkiem a jego potężną formą przecisnęła się wściekła Stokrotka. Stanęła przed orkiem, zaciśnięte pięści wsparła na biodrach. Nabrała powietrza w pierś. Ale tak, że guziki koszuli zapiszczały w proteście.

- Ty skurwysynu! Najlepsze wino wyżłopałeś!- jej wrzask niespecjalnie pomagał na ból głowy. - Pokażę Ci niewolnictwo, pieprzony idioto! Odpracujesz każdą adenę, którą przepiłeś!

Obróciła się na pięcie i podeszła do Witalija. Jej piersi naparły na żebra mężczyzny. Spojrzała w górę a osiłek wyglądał przez chwilę jakby chciał wycofać się na z góry upatrzone pozycje.

- Dwa tygodnie ciężkich robót przy karczmie. Chyba, że znajdzie lepszy sposób na zwrócenie Kirze tego, co do Kiry należy... - była już spokojna. Witalij odetchnął z ulgą kiedy kobieta wyszła do głównej izby. Spojrzał na orka.

- Bumblowanie musiało być zacne, ale teraz masz straszny bukiet. Nie bój nic. Oddasz grajbery, nie będziesz fajnować i jakoś przeżyjesz.- uśmiechnął się do Zuna. W jego oczach sympatia walczyła o lepsze ze współczuciem.      
_________________
I propose a toast
To my self control
You see it crawlin helpless on the floor   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-24, 16:21             
      
Zunowi aż zadzwoniło w uszach, stęknął tylko ale nie zdążył nic odpowiedzieć. Wysunąwszy prawą dłoń z rękawa, a raczej jej protezę misternie wykonaną z jakiegoś srebrnego stopu. Pogładził ją lewą dłonią, po czym mruknął do olbrzyma.

- Z odpracowaniem tego może być problem. Chętnie zapłacę za szkody, a to... Co nazywacie najlepszym trunkiem, to zwykłe pomyje.

* Pomyje! Zun pędzi pierdyliard razy lepsze specjały niż ten wasz cienkusz!*

Wrzasnęła małpia główka na naszyjniku Zuna.

- Morda Dan...

Burknął podirytowany Zun, zwracając się do amuletu.

- Tak czy siak, jeśli macie dostęp do laboratorium, mogę coś przygotować w ramach rekompensaty dla tego Kiry. Jeśli się spodoba, zrobię tyle ile dusza zapragnie.

Uśmiechnął się delikatnie, powoli wracając do siebie. Jego spojrzenie robiło się chłodne i opanowane, a postawa śmielsza.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
         

 

 
       
              
         
      
Bracchus 
 
            
            
         
Dołączył: 29 Maj 2014
Posty: 150
 
Wysłany: 2014-07-25, 09:44             
      
Przez krótką chwilę wydawało się, że wszystko będzie w porządku. Zun zaraz pobiegnie do "laboratorium", uwarzy jakiegoś specjału, który stanie się sławny na całe cesarstwo i przyniesie Gilotynie krociowe zyski oraz glorię najlepszej karczmy na świecie.
Życie jednak tak nie działało. Życie było suką, która zamiast blasku i zwycięstwa dawała miotłę.
W tym konkretnym przypadku miotłę trzymaną przez Witalija.

- Już zaczynasz fajnować...- stwierdził ze smutkiem olbrzym. - Kira to lalunia, przed którą nauczysz się znać mojrę. A teraz żywczykiem!- wcisnął Zunowi miotłę w ręce. - Zanim zacznie się prawdziwa kobzanka...

Nie było gadania. Ktoś musiał posprzątać drzazgi, które zostały po wehikule orka.      
_________________
I propose a toast
To my self control
You see it crawlin helpless on the floor   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-25, 14:08             
      
Przytkał mordkę Dana lewą dłonią, hamując potok słów który zmienił się w bełkot. Pokręcił głową, zerkając to na miotłę, to na bałagan. Przygarbił się lekko, jakby poprzednia postawa była maską aktora, zamysł widocznie nie wypalił. Zun nie musiał już udawać, a nawet nie chciał. Czuł się jak wymiętoszone krocze kurtyzany po wizycie w koszarach, a wyglądał niewiele lepiej.

- Niech będzie, skoro to ma mi pomóc.

Puścił Dana, który tylko burknął coś pod nosem. Złapał za miotłę, pomagając sobie protezą. Usta miał spierzchnięte, wyglądało że kac męczy go niebotycznie ale wziął się za zamiatanie, od razu oblewając się zimnym potem na twarzy. Szło mu dość nieporadnie, pozamiatał wszystko na jedną kupę i jakby w geście pokory, zrzucił płaszcz na ziemie, przesuwając miotłą syf do prowizorycznego worka. Ujrzawszy mały piecyk i skrzynie na drewno w kącie pomieszczenia, zaniósł tam mniejsze, pozamiatane kawałki beczki. Resztę przetransportował ręcznie, oddychając coraz to ciężej.

- Zrobione...

Wysapał, próbując zwilżyć wargi językiem, jednak nic z tego nie wyszło. Popatrzył na Witalija spokojnym wzrokiem, nie żywiącym najmniejszej urazy. Jednak blask jego oczu sugerował, że ktoś kiedyś surowo zapłaci za okoliczności, w których Zun został wysłany w beczce na drugi koniec kontynentu.

Dla własnego dobra, chwilowo zapomniał że jest dumnym właścicielem świetnie prosperującego sklepu z pachnidłami. Który przez nieobecność jedynego perfumiarza i pracownika, pozostanie nieczynny na czas nieokreślony.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.      
Ostatnio zmieniony przez Bracchus2014-07-25, 15:35, w całości zmieniany 1 raz     
         

 

 
       
              
         
      
Bracchus 
 
            
            
         
Dołączył: 29 Maj 2014
Posty: 150
 
Wysłany: 2014-07-26, 12:28             
      
Najwyraźniej robota była wykonana porządnie, bo Zun dostał od Witalija bukłak z mocnym winem, michę wypełnioną solidną jajecznicą i dodatkowo pocieszające klepanie po ramieniu.

- No i widzisz, asior jesteś! Jak wszamiesz, rąbnij w kimę na przygórku. A jak już rąbniesz, poszlafiruj się po karczmie. Może znajdziesz coś lepszego do roboty niż miotła.      
_________________
I propose a toast
To my self control
You see it crawlin helpless on the floor   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-26, 18:08             
      
Dan podirytowany całą sytuacją śmiele podsumował wyczyny Zuna...

* No chędoga z Ciebie sprzątaczka, nie ma co, Zun! *

Ork zamiast reagować na zaczepki, przyssał się do bukłaka z winem, potężnymi łykami osuszając go co do kropli. Odetchnął z ulgą, wyprostował się i otarł usta przedramieniem.

- Tego mi było trzeba, dziękuje.

Skinął olbrzymowi i przysiadł na skrzyni, zajmując się posiłkiem. Pomiędzy kęsami odzywał się do Witalija.

- A co z tym laboratorium? Może chociaż alembik jakiś się znajdzie? Nie pogardziłbym również łaźnią, czy chociaż beczką z czystą wodą.

* A jedzie od Ciebie tak, jakbyś był orkiem! Poprawka, TY jesteś orkiem! *

Dorzucił Dan, w odpowiedzi zbierając łyżką między oczy od Zunthaia.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.      
Ostatnio zmieniony przez Kędzior2014-07-26, 19:32, w całości zmieniany 1 raz     
         

 

 
       
              
         
      
Bracchus 
 
            
            
         
Dołączył: 29 Maj 2014
Posty: 150
 
Wysłany: 2014-07-26, 19:15             
      
Witalij spojrzał na małpkę i uśmiechnął się niepewnie. Wprawdzie Gilotyna pełna była oryginałów, ale czegoś takiego jeszcze nie widział.

- Bimbrownia jest w piwnicy. Zaprowadzę Cię. Tylko sza, bo po łbach dostaniemy. Ale jak uknocisz dobrego barszczu lub balsamu, od razu inaczej będą na Ciebie patrzeć. - wielkolud uśmiechnął się szeroko. Znać było, że zapałał do Zuna sympatią. W końcu obaj byli piszpanami, osobami zazwyczaj pogardzanymi w portowych społecznościach.

Najpierw jednak zaprowadził go do łaźni. Całkowicie bowiem zgadzał się z małpką, że cug od orka leciał niemiłosierny.      
_________________
I propose a toast
To my self control
You see it crawlin helpless on the floor   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-27, 13:45             
      
W łaźni Zun doprowadził się do porządku przy pomocy wyszukanych specyfików, uprał również swoje ciuchy i Dana, który zawzięcie protestował...

*Utopisz mnie kretynie! Bulbulbul... No przestań!*

W takcie tych zajęć zawzięcie dyskutował z Witalijem o jednym ze swych wynalazków, który rzekomo miał osuszać ubrania niemalże natychmiast. Olbrzym zażądał dowodu, więc Zun wyciągnął z torby małą niebieską fiolkę ze spryskiwaczem, rozpylił zawartość na rozwieszone rzeczy i polecił mu podziwiać. Nie minęło pięć minut, a woda zaczęła spływać ciurkiem z ubrań.

- Teraz trzeba poczekać aż ostygną.

Zun wytarł się ręcznikiem, następnie starannie nałożył na swoje ciało balsam zapachowy, aby skóra zachowała młody i zdrowy wygląd. Ubrał się i skroplił pachnidłem, skinąwszy Witalijowi gdy skończył.

- Możemy iść dalej.

* Wypindrzył się jak mroczna na orgie!*

Zarechotał Dan. Zun pokręcił głową z niezadowoleniem.

Chwilę potem dotarli do piwnicy, olbrzym wytłumaczył Zunowi gdzie znajdują się beczułki z podstawowymi składnikami i zostawił go samego, przeczuwając że ork potrzebuje spokoju aby pracować.

- Sen...

Zunthai skierował dłoń na Dana i uśpił go, zapewne pragnąć ciszy dzięki której będzie mógł się skupić.


- Czas dokończyć Zieloną Wróżkę .

Ściągnął z ramienia torbę i wyszperał z niej małe flaszki ze skoncentrowanym olejkiem będącym produktem maceracji. Zaczął wymieniać na głos kolejne składniki, przelewając ich zawartość do menzurki. Nie używał żadnych miarek ani specjalistycznego sprzętu, wszystko robił na oko i wyczucie.

- Koncentrat kwiatów i liści piołunu, koncentrat z badianu właściwego, nieco olejku z kopru Innadrilskiego, koncentrat z Hyzopu lekarskiego.


Wymieszał leniwym ruchem dłoni zawartość menzurki, zerknął na zieloną barwę otrzymanej bazy. Dolał do mieszanki czystego spirytusu, dorzucił sproszkowaną korę z drzewa wisielca i wyciąg z wilczej jagody aby zwiększyć działanie psychoaktywne trunku.

- Panienka Kira będzie zadowolona.

Wyjął z torby kryształową flaszkę o pojemności litra, na której wygrawerowano : Zunthai.




Przelał do niej zawartość z menzurki, tak by nie uronić ani kropli. Wyszeptał alchemiczną formułkę wiązania, palec jarzący się od magii dotknął naczynia, sprawiając że wysokoprocentowy alkohol zawirował. Stworzył w ten sposób iluzję zielonej wróżki wewnątrz butelki, która pływała wdzięcznie w trunku tego samego koloru.

- Obudź się Dan, gotowe.

Skierował dłoń na małpią główkę i mruknął zaklęcie wybudzenia.

*Znowu to zrobiłeś!*

Wydarł się Dan, którego wzrok szybko skierował się na flaszkę Zielonej Wróżki.

*Skończyłeś to?! Ja Cię jebię, Zun! Wygląda bosko!*

- O? komplement z Twojej strony? Jak miło. Chodźmy poszukać Kiry.

*No dobrze... I tak mamy nieco przejebane przez Ciebie*

Zun schował flaszkę do torby i wyszedł po schodach do głównego pomieszczenia, nie za bardzo zainteresowany gwarem w karczmie, podszedł do baru. Zauważywszy Stokrotkę skłonił jej się z wyraźnym szacunkiem.

- Przepraszam za całe zamieszanie. Czy mógłbym spotkać się z panienką Kirą, aby wręczyć jej zadośćuczynienie za poczynione przeze mnie straty?

Dan siedział cicho pod płaszczem, zaś sam Zunthai wyglądał teraz porządnie i zdrowo. Ubrania miał wyprane, włosy rozpuszczone do wysokości szyi gdyż nie zdążył się uczesać. Jego lazurowe oczy spokojnie wpatrywały się w twarz kobiety, zaś zapach perfumiarza przebijał się walecznie przez fetor przybytku, urzekając swoją świeżością i słodyczą.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
         

 

 
       
              
         
      
Lucrezzia 
Wiedźma z Lancre
 
            
            
         
Dołączyła: 18 Cze 2014
Posty: 73
 
Wysłany: 2014-07-28, 18:37             
      
Stokrotka zmierzyła Zunthaia wzrokiem z początku niechętnie. Jednakże dobrze odziany i wyperfumiony, a przede wszystkim z nienagannym zachowaniem (towar deficytowy nie tylko w porcie) dostał coś, na co zapracowali sobie jak dotąd nieliczni. Rudowłosa karczmarka uśmiechnęła się z sympatią lejąc po ścianie kubła złocisty płyn. Zaraz zjawiła się jedna z dziewek zanosząc trunek do któregoś stolika.

- Panienka Kira powinna …- Nie usłyszał pełnej odpowiedzi, gdyż w karczmie rozległy się podekscytowane gwizdy i oklaski.

Przy akompaniamencie braw i okrzyków z góry zaczęły schodzić dziewczynki. Biuściasta Caroline, blondwłosa gibka Anette, czarnowłosa domina Madeline i… panienka Kira? Wszystkie całe w kolorowych koronkach, pończochach, gorsetach, falbanach, piórkach i koralikach. Roześmiane i zarumienione od wina. Wśród nich nie dało się nie zauważyć różowowłosego dziewczęcia rozchichotanego w najlepsze. Zaraz jak na komendę rozległo się „sto lat”, a kobiecy korowód rozpierzchł się po wnętrzu. Kira podbiegła do baru wesoło ciągnąc za sobą tasiemki kokard z wysoko postawionych kucyków. Wskoczyła na ladę od razu zawieszając wzrok na Zunthaiu. Przygładziła białą spódniczkę.

- Kolejka dla wszystkich!- oznajmiła radośnie.   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-28, 23:24             
      
Wzrok bywalców karczmy i sposób w jaki patrzyli na Kirę, kazał sądzić Zunowi że to jej właśnie szuka. Skinął uprzejmie Stokrotce, spuszczając przy tym wzrok z poszanowaniem.

- Dziękuję pani.

Zunthai może zbyt śmiele posłał Kirzę uśmiech, unosząc lewy kącik ust. Zapewne nie tego się spodziewał, gdyż wyglądał na nieco zaskoczonego. Niestety nie był to czas na rozmyślanie kto, jak i po co. Ork zbliżył się do Kiry, tak by nie musiał krzyczeć, a by ta dokładnie usłyszała jego słowa.

- Dobry wieczór, wygląda panienka nadzwyczaj olśniewająco...

Co jak co ale wyglądało na to, że Zun zbyt wielu kobiet w swoim życiu nie widział. Przyglądał się dziewczynce ciekawsko lecz tak aby nie naruszyć jej intymnej strefy, nie chciał powiem dać jej odczuć na sobie swojego lepkiego i chłodnego wzroku, pełnego pytań. Bo przecież jak do cholery, mała dziewczynka mogła być osobą której szuka? Skinięcie Stokrotki tylko upewniło go w przekonaniu, że różowo włosy aniołek, jest Kirą.

- Tak się składa że wraz z Danem szukaliśmy panienki, aby wyrazić swoje szczere ubolewanie nad stratami, na jakie panią naraziliśmy. Przygotowałem coś w ramach prezentu, niestety skorzystałem z bimbrowni bez jasnej zgody.

* Dan to ja... I ja też przepraszam za tego pijaka! *

Dan wyglądał na zmieszanego i niezbyt pewnego siebie, w tłumie awanturników stawał się potulny jak dziecko, którym jeszcze był. Zun sięgnął do torby po flaszkę trunku.

- Ja za kolei nazywam się Zunthai, skromny alchemik i perfumiarz.

Ork wyciągnął w lewej dłoni kryształową karafkę wypełnioną zielonkawym trunkiem, w środku pływała sobie rozanielona wróżka, jakby przestrzeń którą zajmowała była jej królestwem.

- Mogę się tylko domyślać, że prezent jest odpowiedni?

Nie wiedzieć czemu, Stokrotka podała orkowi jeden z najlepszych kryształowych kielichów jaki znalazła, kręcąc głowa.

Zun podziękował po raz wtóry, patrząc Kirze głęboko w oczy, pozwalając aby zimne lazurowe spojrzenie napełniło ją wewnętrznym spokojem jego właściciela. Nie mrugnął nawet, skierował wzrok w dół, między nogi dziewczynki.

Gdyby zrobiła to samo, zauważyłaby że Zun, pomimo jednej sztucznej dłoni, zapełnił właśnie kielich w jednej trzeciej Zieloną Wróżką.






Zgrabnie ujął kielich między palce protezy i wyciągnął go w stronę Kiry, wróżka krążyła nad zawartością, urzekając swoim powabem i zieloną elegancją. Lewą dłonią wyciągnął z torby szczyptę białego proszku, będącego roztartym cukrem. Wsypując go do kielicha, mruknął ...

- Ogień...

A cukier okraszony został płomieniem, w nieco nadpalonej postaci lądując w alkoholu, by złagodzić nieco smak goryczki. Trunek oddziaływał bardzo silnie lecz jego skutki szybko mijały, sprawiał bowiem że osoba która go spróbowała, przenosiła się do wymarzonej krainy czarów, pełnej wszystkiego czego sobie zapragnie. Będąc mocnym połączeniem alkoholu i narkotyków, zostawiał po sobie halucynację ze świata snów przez pewien czas. Idealna proporcja składników czyniła go stosunkowo niegroźnym lecz ze względu na efekt, silnie uzależniającym. Zapach który roztaczał przypominał mocno ziołową wódkę, okraszoną karmelem.

- Wszystkiego najlepszego, panienko Kiro?

Zunthai spojrzał w oczy Kiry, czekając na jej reakcję.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
      
 
 
Dziewczyna założyła nogę na nogę i wychyliła w stronę orka gdy się zbliżył. Pachniała słodko kwiatami ,watą cukrową i lekkim w zapachu, a ciężkim w procentach owocowym winem. Na usłyszany komplement zareagowała uroczym wybuchem śmiechu i mocniejszym różem na policzkach.

- Och, ależ nie naraził mnie pan na żadne straty.- Powiedziała w końcu wychylając się do jego ucha. - Pokusiłabym się o stwierdzenie, że tylko zyskam na naszym spotkaniu.
Po czym skierowała wzrok na wiszącą na piersi rozmówcy głowę.

- Pana również jest mi miło poznać!– Obdarzyła Dana delikatnym uśmiechem.

A potem? Potem Zunthai rozpoczął swój magiczny spektakl. Kira wpatrywała się intensywnie w butelkę, która czyniła jej bordowe oczy jeszcze większymi. Wśród ochów i achów obserwowała zieloną wróżkę tańczącą na krawędzi kryształu. Zun widział w jej spojrzeniu autentyczny dziecięcy zachwyt i całkiem już dziewczęce podekscytowanie. Wzniecony przez niego płomyk zalśnił w szeroko otwartych oczkach. Zaraz pociągnęła nosem wciągając przyjemny karmelowy zapach.

- To… nie moje urodziny tylko Anette… - Powiedziała powoli nie odrywając wzroku od trzepoczących zielonych skrzydełek. – Ale przywłaszczam sobie ten prezent!

Jak postanowiła, tak zrobiła. Sięgnęła drobną dłonią w białej koronkowej rękawiczce po kielich i przytknęła do koralowych ust upijając zachłannie. Nie przejmowała się pląsającą na jej nosie i włosach wróżką. Gdy odjęła trunek od warg spojrzała wprost na Zunthaia. Śniła na jawie, widział to w błysku rozżarzonych czerwonych oczu. Widział w nich chaos, moc i mrok, którego jeszcze nie dotknął, a który go przecież pociągał. Nikt prócz niego zdawał się tego nie dostrzegać. Może nikt nie chciał?
Zamrugała i spojrzała ponownie. Słodka trójkątna buzia o pełnym sympatii i uznania wyrazie twarzy sprowadziła ich oboje do Aden, Portu Giran, do karczmy Gilotyna.

- To było cudowne! Jesteś niezwykły! – Ściskała naczynie w dłoniach wykrzykując radośnie.   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-29, 20:00             
      
Zun przejechał zimnymi palcami protezy po policzku Kiry, uśmiechając się subtelnie. Jego oczy aż świeciły z podniecenia, w które wprawiało go zapewne samouwielbienie spowodowane Zieloną Wrózką i reakcją małej na ów specyfik.

- Twoja słowa są dla mojej duszy, jak łyk czystej dla alkoholika. Niezmiernie się cieszę, że potrafiłem panienkę zadowolić.

* Również jestem w radości pogrążony, gdybym miał nogi, padłbym pani do stóp, niczym sługa uniżony!*

Zrymował sobie Dan, mrużąc czerwone ślepia.

- Już się tak nie popisuj, łebku...

Zunthai nie odrywając wzroku od oczu Kiry, odgarnął dłonią włosy na bok i schylił się aby szepnąć jej do ucha.

- Potrafię o wiele więcej. Jednak potrzebowałbym trochę swojego sprzętu z Heine. No i może jakieś...porządne łóżko? O ile panienka zechciałaby, abym zatrzymał się tutaj na jakiś czas.

Puścił oczko Stokrotce, która zerkała na nich zza lady, a w tym geście chowało się tysiąc innych. Wzrok Zunthaia był jednocześnie lodowaty i obojętny, a w głębi jarzył się napawającą obrzydzeniem fascynacją.

-      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
         

 

 
       
              
         
      
Lucrezzia 
Wiedźma z Lancre
 
            
            
         
Dołączyła: 18 Cze 2014
Posty: 73
 
Wysłany: 2014-08-02, 08:51              
      
Dziewczę przechyliło głowę w bok doznając miłej pieszczoty i uśmiechało się przyjaźnie.
- Nie zamierzam was stąd wypuszczać. – Odparła spuszczając wzrok na Dana. – Zadbam o to byś miał wszystko, czego ci trzeba Zunthai.
Wyglądała na podekscytowaną, gdy odstawiła kielich na ladę obok odsłoniętego uda ściśniętego jedwabną podwiązką. Sięgnęła do orczej piersi przejeżdżając po niej z jakimś budzącym się uwielbieniem. Gdy uniosła na powrót wzrok gładko odczytał jej spojrzenie. Jakby ta mała urocza istota stanowczo przekazała komunikat: „Od dziś należysz do mnie”. Cokolwiek miała na myśli…
Obróciła głowę w stronę Stokrotki.
- Znajdź mu najlepsze z komnat –Powiedziała dziwnym jak na nią autorytarnym tonem. - Ma mieć wygodę, spokój i warunki do tworzenia. To artysta.
Karczmarka pokiwała głową i spojrzała na Zuna z nową dozą uznania.   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-08-02, 10:49             
      
Zunthai pochylił się, musnął czoło Kiry gorącymi i jedwabnymi ustami, na których nie było śladu najmniejszych spękań. Wciągnął nosem zapach dziewczyny, tuż przy jej szyi, uśmiechając się delikatnie.

- Muszę kiedyś stworzyć dla panienki własne pachnidło.

Podnosząc głowę otarł się policzkiem o policzek Kiry, skinął z uśmiechem Stokrotce.

Zun wyciągnął z torby mapkę i wsunął ją Kirze za podwiązkę. Klucz do drzwi zawiesił jej na szyi.

- Tu leży pracowania...

Sięgnął po notesik, przez chwilę wypisywał coś w nim piórem, uśmiechając się delikatnie. Wyrwał kartkę i wręczył ją Kirze, lista była ogromna, co najmniej czterdzieści pozycji. W tym sprzęt laboratoryjny i beczki ze składnikami, niektóre z dopiskiem - Uważać, silnie trujące.

- A to lista rzeczy, które będą mi potrzebne. Ktokolwiek wejdzie do środka, nawdycha się trucizny. Po powrocie powinni zgłosić się do mnie, o ile chcą przeżyć. Jeśli przyjdzie im do głowy porozkradać mój majątek, długo się nim nie pocieszą.


Zunthai ukłonił się nonszalancko Kirze, zostawiając jej butelkę Zielonej Wróżki. Sam zaś wyciągnął mniejszą, zapasową, przypominającą flakonik perfum. Utworzył usta, opryskał gardło silnym trunkiem i ruszył na podbój Gilotyny.

Wysoki, zadbany ork o długich szarobłękitnych włosach, roztaczający w okół siebie mgiełkę pięknego zapachu, ubrany elegancko lecz stonowanie, by przepych ozdób nie odwracał uwagi od jego urody. Rzucał niektórym zimne i obojętne spojrzenia, jakby szukał największego cwaniaka w karczmie.

Zawieszona na jego szyi małpia główka chętnie komentowała rozmiary piersi i krągłość tyłków kelnerek oraz krzywe mordy bywalców. Zazwyczaj wywołując tym salwę śmiechu, szczególnie wtedy gdy była już niesamowicie zdenerwowana.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-08-04, 14:45             
      
"Domownik"


Minęło parę dni odkąd Zun osiadł w Gilotynie, zajął się sporządzaniem trunków oraz używek. Co bogatsi przychodzili do niego ze zleceniami na truciznę, pachołkowie możnych rodów przesyłani byli z prośbami o wynalezienie pachnideł dla ich panów, jakimś cudem znajdując najlepszego perfumiarza w Heine na takim zadupiu jak Girański Port. Nie marnował czasu, każdą godzinę poświęcał na zajmowaniem się nowym interesem. Panienka Kira bardzo doceniała jego zaangażowanie, a Zielona Wróżka osobiście przez nią zaakceptowana, miała zostać wkrótce flagowym trunkiem karczmy.

Zunthai urządził sobie laboratorium w piwnicy, zajął parę pokoi na piętrze oraz bez żadnego skrępowania stworzył sobie malutką armię z drabów. Jednych uzależniał od swoich specyfików, innym płacił, gdyby Ci uzależnieni zechcieli się zbuntować. Za swoje usługi nie oczekiwał żadnej zapłaty od panienki Kiry, pokątnie eksperymentował na pijaczkach, coraz bardziej zżywając się z karczmą.

Pierwszy i najbardziej lojalnym eksperymentem alchemika okazał się Szczur, młody chłopak którego udało mu się wykreować na własne potrzeby, przy pomocy silnego narkotyku, "Lokatej Dziwki". Od tej pory został jego chłopcem na posyłki, a to co robiły mu z głową nowe zabawki Zunthaia, wzbudzało grozę w największych zabijakach. Po paru dniach przyjmowania umiarkowanych dawek, był w stanie posiekać kogoś tasakiem z kolejną działkę.   
      

 6 
 : Październik 23, 2016, 00:39:28 
Zaczęty przez Rukyan - Nowe: wysłane przez Rukyan

 
 
Port Heine o świcie.


Dwoje niewyspanych i równie niezadowolonych strażników taszczy właśnie zalanego w trupa mężczyznę, wymieniając ze sobą złośliwości...

- Skurkobany znowu się zapił!

Jęknął żałośnie wąsaty grubas ściśnięty płytami zbroi.

- A awantura jaka! Dziesiąta w tym miesiącu!

Odburknął rudy chudzielec, z którego to zbroja niemalże zwisała.

- A weź go tutaj zostaw! Perfumiarz, perfumiarzem ale pijus to z niego nielichy!

Zgodnie rzucili ledwo przytomnego delikwenta na bruk, odchodząc czym prędzej, jakby obawiając się że się przebudzi.


Ouuuu...

Upojony jak czyrak żółcią Zunthai otworzył przekrwione oczy z trudem zbierając się z bruku. Jedyna myśl która zrodziła się w jego głowie : Znaleźć łóżko. Począł kroczyć nieporadnie przed siebie, nie zdając sobie sprawy że właśnie wchodzi na pokład statku handlowego. Marynarze zajęci załadunkiem nawet go nie zauważyli, dzięki czemu bez większych kłopotów ze strony załogi wtargnął do ładowni, wmawiając sobie że schodzi do swojego laboratorium w centrum Heine.

- Cuchnie jak cholera...

Wymamrotał, chwiejnie omijając skrzynki i beczki. Po drodze nie omieszkał złapać za pęto suszonej kiełbasy, wtykając ją sobie niemal od razu do ust.

- A przegryzę...

Usiadł pod baryłką z zapasem jakiegoś cieńkusza, hakiem zaczął mozolnie wiercić dziurkę w desce u jej boku, aby dobrać się do zawartości.

Pełne morze.

Statek wypłynął, a Zun zajął się opróżnianiem beczki. Nie mogąc dostać się do jej dna, ostrożnie wyciągnął wieko i nie wiedząc dlaczego wszedł do środka, skąd mógł swobodnie czerpać czarką resztki wina. Dla wygody i świętego spokoju zakrył się wiekiem, co jakiś czas przegryzał kiełbasę, oddając się alkoholowi w pełni.

Port Giran

Rejs do portu Giran trwał parę dni, tak się składa że statek na którym znalazł się Zunthai zmierzał z zaopatrzeniem do Gilotyny, karczmy w tamtejszym porcie. Ork usnął kamiennym snem, nie zdając sobie sprawy z tego że wyładunek już się zaczął. Potężny Witalij zarzucił sobie beczkę z niespodziewanym gościem na ramię, nie marudząc nawet że jakaś ona za ciężka nieco, po czym udał się wprost do karczmy, z zamiarem oddania pierwszej beczułki Stokrotce, która oceni jakość dostarczonego trunku.

Gilotyna, zaplecze.

Witalij zostawił Stokrotkę sam na sam z beczułką, ta zaś wzięła toporek, rozrąbując bez wahania wieko! Ostrze o centymetry minęło czaszkę śpiącego Zuna, kobieta wyciągnęła wieko...

W ten dostrzegła pustką beczkę, a w niej w kolejności następującej :

Śmierdzącego przetrawionym alkoholem orka, który namiętnie tulił do siebie pęto kiełbasy.

Zasuszony łeb małpy na jego szyi, zwisający z misternie wykonanego łańcucha.

Grubego szczura, wtulającego się w nogę orka jak wierna kochanka.


Zunthai pomimo zapachu i całej sytuacji, wyglądał na jakąś bogatą szychę, płaszcz miał zdobny, torbę pełną, a sakw parę przy pasie!


Taką oto krotochwilę zgotował Zunthai karczmarce Gilotyny, nieświadomie wpraszając się na zaplecze, gdzie niejeden chciałbym się znaleźć sam na sam ze Stokrotką.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.      
Ostatnio zmieniony przez Kędzior2014-07-23, 11:44, w całości zmieniany 2 razy     
         

 

 
       
              
         
      
Bracchus 
 
            
            
         
Dołączył: 29 Maj 2014
Posty: 150
 
Wysłany: 2014-07-23, 09:13             
      
Kobiecie nawet powieka nie drgnęła. Przyzwyczajona do największych dziwadeł, zacisnęła tylko pięści po czym gwałtownie naparła na beczkę. Ta rozłupała się z głośnym hukiem w brutalnym zetknięciu z kamienną posadzką i wysypała na nią swoją zawartość.
Szczur pisnął, uciekł w kąt. Kiełbasa potoczyła się, zatrzymując w końcu na niewielkim zydelku. Stokrotka, nie patrząc na orka, ruszyła szybkim krokiem w stronę wyjścia. Jej ciężkie piersi kołysały się energicznie, tyłek kręcił przepiękne elipsy a brwi ściągnęły w gniewnym grymasie. Już po chwili dało się słyszeć podniesiony głos rudej ślicznotki, która opieprzała dostawcę za zepsutą zawartość beczki.

Półprzytomny Zunthai nie został długo sam na sam z wnętrzem porządnie wyposażonego magazynu. Po niespełna minucie do środka wcisnął się Witalij. Na jego twarzy malowało się delikatnie niezadowolenie. Gigantyczny wykidajło przysiadł na malutkim zydelku, prawie następując na kiełbasę Zuna. Odetchnął raz i drugi, po czym wyciągnął z zanadrza książkę, otworzył ją i zagłębił się w lekturze.
Na zdobionej oprawie widniał pozłacany napis "O obrocie Ciał Niebieskich". Uczone traktaty zupełnie pochłonęły czułego barbarzyńcę. W końcu nigdy do końca nie wierzył w te bzdury o słoniach i żółwiu i oto znalazł się ktoś, kto podzielał jego wątpliwości.

Kiedy ork odzyskał świadomość, mięśniak spojrzał na niego mrużąc groźnie oczy, najpewniej oczekując wyjaśnień.      
_________________
I propose a toast
To my self control
You see it crawlin helpless on the floor   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-23, 10:34             
      
Spał jeszcze dobra godzinę nim doszedł do siebie, zaczął powoli otwierać powieki, cicho mlaskając.

- Znowu zasnąłem na ziemi...

Wyburczał, siadając. Owinął się szczelniej płaszczem, jakby mu było zimno.

Rozejrzawszy się trochę po pomieszczeniu otworzył szerzej oczy, wyglądał jakby próbował sobie przypomnieć gdzie się znajduje. Szukał w pobliżu czegoś znajomego i jego oczy natrafiły na... książkę.

- De revolutionibus orbium coelestium! Toż to księga za którą na stosie palą.

Ożywił się wyraźnie, jego lazurowe oczy rozbłysnęły ciekawością, a pytanie zrodzone w głowie "Gdzie ja jestem?"najwyraźniej przestało mieć znaczenie w obliczu takiego znaleziska.

- Skąd pan masz to arcydzieło?

Wstał chwiejnie, podchodząc do Witalija bez zbytniej krępacji. U boku orka olbrzym mógł zauważyć przenośną lnianą biblioteczkę w postaci torby, z której akurat wystawał kawałek "Inkwizycja, a religijny fanatyzm."      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
         

 

 
       
              
         
      
Bracchus 
 
            
            
         
Dołączył: 29 Maj 2014
Posty: 150
 
Wysłany: 2014-07-23, 13:33             
      
Witalij powoli odłożył księgę, wyprostował swoją imponującą posturę.
Bardzo skutecznie ukrył ciekawość biorącą się z faktu, że spotkał na swej drodze osobę oczytaną i obytą. Uwielbiał w końcu dyskutować o wszelkich rzeczach związanych z nauką, sztuką i kulturą. A o rozmówców na poziomie w Gilotynie było raczej cholernie trudno.
Był jednak profesjonalistą. Dlatego też od razu przybrał maskę osiłka i warknął na orka.

- Ja tu zadaję pytania! Ktoś Ty? Odpowiadaj, bo inaczej legularnie przemodeluję Ci facjatę! - od razu zaklął pod nosem. Czasami wychodził z niego zbytni inteligent, szczególnie po solidnej lekturze. W takich sytuacjach ratowały go na szczęście gęba zawodowego barbarzyńcy, postura ogra i głos przypominający zgrzyt kamienia o kamień.      
_________________
I propose a toast
To my self control
You see it crawlin helpless on the floor   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-23, 14:21             
      
Mężczyzna zrobił krok do tyłu, zerkając ku górze, na twarz osiłka. Zacisnął nieco usta i zmrużył oczy, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z powagi sytuacji.

- Dobre pytania, mości olbrzymie. Jestem Zunthai, chociaż wszyscy zwą mnie Zun. Alchemik i ...

Zun zerknął po sobie krytycznie.

- Nadworny moczymorda, który zapewne po raz kolejny przesadził.

Westchnął ciężko, tym razem trzeźwym wzrokiem, zbadał pomieszczenie.

- Mógłbym się dowiedzieć gdzie jestem? Zostałem sprzedany do niewoli...?

Przejechał lewą dłonią po czole, jakby chciał uśmierzyć ból głowy samym gestem.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
         

 

 
       
              
         
      
Bracchus 
 
            
            
         
Dołączył: 29 Maj 2014
Posty: 150
 
Wysłany: 2014-07-24, 09:54             
      
Wykidajło nie zdążył z odpowiedzią. Pomiędzy framugą, zydelkiem a jego potężną formą przecisnęła się wściekła Stokrotka. Stanęła przed orkiem, zaciśnięte pięści wsparła na biodrach. Nabrała powietrza w pierś. Ale tak, że guziki koszuli zapiszczały w proteście.

- Ty skurwysynu! Najlepsze wino wyżłopałeś!- jej wrzask niespecjalnie pomagał na ból głowy. - Pokażę Ci niewolnictwo, pieprzony idioto! Odpracujesz każdą adenę, którą przepiłeś!

Obróciła się na pięcie i podeszła do Witalija. Jej piersi naparły na żebra mężczyzny. Spojrzała w górę a osiłek wyglądał przez chwilę jakby chciał wycofać się na z góry upatrzone pozycje.

- Dwa tygodnie ciężkich robót przy karczmie. Chyba, że znajdzie lepszy sposób na zwrócenie Kirze tego, co do Kiry należy... - była już spokojna. Witalij odetchnął z ulgą kiedy kobieta wyszła do głównej izby. Spojrzał na orka.

- Bumblowanie musiało być zacne, ale teraz masz straszny bukiet. Nie bój nic. Oddasz grajbery, nie będziesz fajnować i jakoś przeżyjesz.- uśmiechnął się do Zuna. W jego oczach sympatia walczyła o lepsze ze współczuciem.      
_________________
I propose a toast
To my self control
You see it crawlin helpless on the floor   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-24, 16:21             
      
Zunowi aż zadzwoniło w uszach, stęknął tylko ale nie zdążył nic odpowiedzieć. Wysunąwszy prawą dłoń z rękawa, a raczej jej protezę misternie wykonaną z jakiegoś srebrnego stopu. Pogładził ją lewą dłonią, po czym mruknął do olbrzyma.

- Z odpracowaniem tego może być problem. Chętnie zapłacę za szkody, a to... Co nazywacie najlepszym trunkiem, to zwykłe pomyje.

* Pomyje! Zun pędzi pierdyliard razy lepsze specjały niż ten wasz cienkusz!*

Wrzasnęła małpia główka na naszyjniku Zuna.

- Morda Dan...

Burknął podirytowany Zun, zwracając się do amuletu.

- Tak czy siak, jeśli macie dostęp do laboratorium, mogę coś przygotować w ramach rekompensaty dla tego Kiry. Jeśli się spodoba, zrobię tyle ile dusza zapragnie.

Uśmiechnął się delikatnie, powoli wracając do siebie. Jego spojrzenie robiło się chłodne i opanowane, a postawa śmielsza.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
         

 

 
       
              
         
      
Bracchus 
 
            
            
         
Dołączył: 29 Maj 2014
Posty: 150
 
Wysłany: 2014-07-25, 09:44             
      
Przez krótką chwilę wydawało się, że wszystko będzie w porządku. Zun zaraz pobiegnie do "laboratorium", uwarzy jakiegoś specjału, który stanie się sławny na całe cesarstwo i przyniesie Gilotynie krociowe zyski oraz glorię najlepszej karczmy na świecie.
Życie jednak tak nie działało. Życie było suką, która zamiast blasku i zwycięstwa dawała miotłę.
W tym konkretnym przypadku miotłę trzymaną przez Witalija.

- Już zaczynasz fajnować...- stwierdził ze smutkiem olbrzym. - Kira to lalunia, przed którą nauczysz się znać mojrę. A teraz żywczykiem!- wcisnął Zunowi miotłę w ręce. - Zanim zacznie się prawdziwa kobzanka...

Nie było gadania. Ktoś musiał posprzątać drzazgi, które zostały po wehikule orka.      
_________________
I propose a toast
To my self control
You see it crawlin helpless on the floor   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-25, 14:08             
      
Przytkał mordkę Dana lewą dłonią, hamując potok słów który zmienił się w bełkot. Pokręcił głową, zerkając to na miotłę, to na bałagan. Przygarbił się lekko, jakby poprzednia postawa była maską aktora, zamysł widocznie nie wypalił. Zun nie musiał już udawać, a nawet nie chciał. Czuł się jak wymiętoszone krocze kurtyzany po wizycie w koszarach, a wyglądał niewiele lepiej.

- Niech będzie, skoro to ma mi pomóc.

Puścił Dana, który tylko burknął coś pod nosem. Złapał za miotłę, pomagając sobie protezą. Usta miał spierzchnięte, wyglądało że kac męczy go niebotycznie ale wziął się za zamiatanie, od razu oblewając się zimnym potem na twarzy. Szło mu dość nieporadnie, pozamiatał wszystko na jedną kupę i jakby w geście pokory, zrzucił płaszcz na ziemie, przesuwając miotłą syf do prowizorycznego worka. Ujrzawszy mały piecyk i skrzynie na drewno w kącie pomieszczenia, zaniósł tam mniejsze, pozamiatane kawałki beczki. Resztę przetransportował ręcznie, oddychając coraz to ciężej.

- Zrobione...

Wysapał, próbując zwilżyć wargi językiem, jednak nic z tego nie wyszło. Popatrzył na Witalija spokojnym wzrokiem, nie żywiącym najmniejszej urazy. Jednak blask jego oczu sugerował, że ktoś kiedyś surowo zapłaci za okoliczności, w których Zun został wysłany w beczce na drugi koniec kontynentu.

Dla własnego dobra, chwilowo zapomniał że jest dumnym właścicielem świetnie prosperującego sklepu z pachnidłami. Który przez nieobecność jedynego perfumiarza i pracownika, pozostanie nieczynny na czas nieokreślony.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.      
Ostatnio zmieniony przez Bracchus2014-07-25, 15:35, w całości zmieniany 1 raz     
         

 

 
       
              
         
      
Bracchus 
 
            
            
         
Dołączył: 29 Maj 2014
Posty: 150
 
Wysłany: 2014-07-26, 12:28             
      
Najwyraźniej robota była wykonana porządnie, bo Zun dostał od Witalija bukłak z mocnym winem, michę wypełnioną solidną jajecznicą i dodatkowo pocieszające klepanie po ramieniu.

- No i widzisz, asior jesteś! Jak wszamiesz, rąbnij w kimę na przygórku. A jak już rąbniesz, poszlafiruj się po karczmie. Może znajdziesz coś lepszego do roboty niż miotła.      
_________________
I propose a toast
To my self control
You see it crawlin helpless on the floor   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-26, 18:08             
      
Dan podirytowany całą sytuacją śmiele podsumował wyczyny Zuna...

* No chędoga z Ciebie sprzątaczka, nie ma co, Zun! *

Ork zamiast reagować na zaczepki, przyssał się do bukłaka z winem, potężnymi łykami osuszając go co do kropli. Odetchnął z ulgą, wyprostował się i otarł usta przedramieniem.

- Tego mi było trzeba, dziękuje.

Skinął olbrzymowi i przysiadł na skrzyni, zajmując się posiłkiem. Pomiędzy kęsami odzywał się do Witalija.

- A co z tym laboratorium? Może chociaż alembik jakiś się znajdzie? Nie pogardziłbym również łaźnią, czy chociaż beczką z czystą wodą.

* A jedzie od Ciebie tak, jakbyś był orkiem! Poprawka, TY jesteś orkiem! *

Dorzucił Dan, w odpowiedzi zbierając łyżką między oczy od Zunthaia.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.      
Ostatnio zmieniony przez Kędzior2014-07-26, 19:32, w całości zmieniany 1 raz     
         

 

 
       
              
         
      
Bracchus 
 
            
            
         
Dołączył: 29 Maj 2014
Posty: 150
 
Wysłany: 2014-07-26, 19:15             
      
Witalij spojrzał na małpkę i uśmiechnął się niepewnie. Wprawdzie Gilotyna pełna była oryginałów, ale czegoś takiego jeszcze nie widział.

- Bimbrownia jest w piwnicy. Zaprowadzę Cię. Tylko sza, bo po łbach dostaniemy. Ale jak uknocisz dobrego barszczu lub balsamu, od razu inaczej będą na Ciebie patrzeć. - wielkolud uśmiechnął się szeroko. Znać było, że zapałał do Zuna sympatią. W końcu obaj byli piszpanami, osobami zazwyczaj pogardzanymi w portowych społecznościach.

Najpierw jednak zaprowadził go do łaźni. Całkowicie bowiem zgadzał się z małpką, że cug od orka leciał niemiłosierny.      
_________________
I propose a toast
To my self control
You see it crawlin helpless on the floor   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-27, 13:45             
      
W łaźni Zun doprowadził się do porządku przy pomocy wyszukanych specyfików, uprał również swoje ciuchy i Dana, który zawzięcie protestował...

*Utopisz mnie kretynie! Bulbulbul... No przestań!*

W takcie tych zajęć zawzięcie dyskutował z Witalijem o jednym ze swych wynalazków, który rzekomo miał osuszać ubrania niemalże natychmiast. Olbrzym zażądał dowodu, więc Zun wyciągnął z torby małą niebieską fiolkę ze spryskiwaczem, rozpylił zawartość na rozwieszone rzeczy i polecił mu podziwiać. Nie minęło pięć minut, a woda zaczęła spływać ciurkiem z ubrań.

- Teraz trzeba poczekać aż ostygną.

Zun wytarł się ręcznikiem, następnie starannie nałożył na swoje ciało balsam zapachowy, aby skóra zachowała młody i zdrowy wygląd. Ubrał się i skroplił pachnidłem, skinąwszy Witalijowi gdy skończył.

- Możemy iść dalej.

* Wypindrzył się jak mroczna na orgie!*

Zarechotał Dan. Zun pokręcił głową z niezadowoleniem.

Chwilę potem dotarli do piwnicy, olbrzym wytłumaczył Zunowi gdzie znajdują się beczułki z podstawowymi składnikami i zostawił go samego, przeczuwając że ork potrzebuje spokoju aby pracować.

- Sen...

Zunthai skierował dłoń na Dana i uśpił go, zapewne pragnąć ciszy dzięki której będzie mógł się skupić.


- Czas dokończyć Zieloną Wróżkę .

Ściągnął z ramienia torbę i wyszperał z niej małe flaszki ze skoncentrowanym olejkiem będącym produktem maceracji. Zaczął wymieniać na głos kolejne składniki, przelewając ich zawartość do menzurki. Nie używał żadnych miarek ani specjalistycznego sprzętu, wszystko robił na oko i wyczucie.

- Koncentrat kwiatów i liści piołunu, koncentrat z badianu właściwego, nieco olejku z kopru Innadrilskiego, koncentrat z Hyzopu lekarskiego.


Wymieszał leniwym ruchem dłoni zawartość menzurki, zerknął na zieloną barwę otrzymanej bazy. Dolał do mieszanki czystego spirytusu, dorzucił sproszkowaną korę z drzewa wisielca i wyciąg z wilczej jagody aby zwiększyć działanie psychoaktywne trunku.

- Panienka Kira będzie zadowolona.

Wyjął z torby kryształową flaszkę o pojemności litra, na której wygrawerowano : Zunthai.




Przelał do niej zawartość z menzurki, tak by nie uronić ani kropli. Wyszeptał alchemiczną formułkę wiązania, palec jarzący się od magii dotknął naczynia, sprawiając że wysokoprocentowy alkohol zawirował. Stworzył w ten sposób iluzję zielonej wróżki wewnątrz butelki, która pływała wdzięcznie w trunku tego samego koloru.

- Obudź się Dan, gotowe.

Skierował dłoń na małpią główkę i mruknął zaklęcie wybudzenia.

*Znowu to zrobiłeś!*

Wydarł się Dan, którego wzrok szybko skierował się na flaszkę Zielonej Wróżki.

*Skończyłeś to?! Ja Cię jebię, Zun! Wygląda bosko!*

- O? komplement z Twojej strony? Jak miło. Chodźmy poszukać Kiry.

*No dobrze... I tak mamy nieco przejebane przez Ciebie*

Zun schował flaszkę do torby i wyszedł po schodach do głównego pomieszczenia, nie za bardzo zainteresowany gwarem w karczmie, podszedł do baru. Zauważywszy Stokrotkę skłonił jej się z wyraźnym szacunkiem.

- Przepraszam za całe zamieszanie. Czy mógłbym spotkać się z panienką Kirą, aby wręczyć jej zadośćuczynienie za poczynione przeze mnie straty?

Dan siedział cicho pod płaszczem, zaś sam Zunthai wyglądał teraz porządnie i zdrowo. Ubrania miał wyprane, włosy rozpuszczone do wysokości szyi gdyż nie zdążył się uczesać. Jego lazurowe oczy spokojnie wpatrywały się w twarz kobiety, zaś zapach perfumiarza przebijał się walecznie przez fetor przybytku, urzekając swoją świeżością i słodyczą.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
         

 

 
       
              
         
      
Lucrezzia 
Wiedźma z Lancre
 
            
            
         
Dołączyła: 18 Cze 2014
Posty: 73
 
Wysłany: 2014-07-28, 18:37             
      
Stokrotka zmierzyła Zunthaia wzrokiem z początku niechętnie. Jednakże dobrze odziany i wyperfumiony, a przede wszystkim z nienagannym zachowaniem (towar deficytowy nie tylko w porcie) dostał coś, na co zapracowali sobie jak dotąd nieliczni. Rudowłosa karczmarka uśmiechnęła się z sympatią lejąc po ścianie kubła złocisty płyn. Zaraz zjawiła się jedna z dziewek zanosząc trunek do któregoś stolika.

- Panienka Kira powinna …- Nie usłyszał pełnej odpowiedzi, gdyż w karczmie rozległy się podekscytowane gwizdy i oklaski.

Przy akompaniamencie braw i okrzyków z góry zaczęły schodzić dziewczynki. Biuściasta Caroline, blondwłosa gibka Anette, czarnowłosa domina Madeline i… panienka Kira? Wszystkie całe w kolorowych koronkach, pończochach, gorsetach, falbanach, piórkach i koralikach. Roześmiane i zarumienione od wina. Wśród nich nie dało się nie zauważyć różowowłosego dziewczęcia rozchichotanego w najlepsze. Zaraz jak na komendę rozległo się „sto lat”, a kobiecy korowód rozpierzchł się po wnętrzu. Kira podbiegła do baru wesoło ciągnąc za sobą tasiemki kokard z wysoko postawionych kucyków. Wskoczyła na ladę od razu zawieszając wzrok na Zunthaiu. Przygładziła białą spódniczkę.

- Kolejka dla wszystkich!- oznajmiła radośnie.   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-28, 23:24             
      
Wzrok bywalców karczmy i sposób w jaki patrzyli na Kirę, kazał sądzić Zunowi że to jej właśnie szuka. Skinął uprzejmie Stokrotce, spuszczając przy tym wzrok z poszanowaniem.

- Dziękuję pani.

Zunthai może zbyt śmiele posłał Kirzę uśmiech, unosząc lewy kącik ust. Zapewne nie tego się spodziewał, gdyż wyglądał na nieco zaskoczonego. Niestety nie był to czas na rozmyślanie kto, jak i po co. Ork zbliżył się do Kiry, tak by nie musiał krzyczeć, a by ta dokładnie usłyszała jego słowa.

- Dobry wieczór, wygląda panienka nadzwyczaj olśniewająco...

Co jak co ale wyglądało na to, że Zun zbyt wielu kobiet w swoim życiu nie widział. Przyglądał się dziewczynce ciekawsko lecz tak aby nie naruszyć jej intymnej strefy, nie chciał powiem dać jej odczuć na sobie swojego lepkiego i chłodnego wzroku, pełnego pytań. Bo przecież jak do cholery, mała dziewczynka mogła być osobą której szuka? Skinięcie Stokrotki tylko upewniło go w przekonaniu, że różowo włosy aniołek, jest Kirą.

- Tak się składa że wraz z Danem szukaliśmy panienki, aby wyrazić swoje szczere ubolewanie nad stratami, na jakie panią naraziliśmy. Przygotowałem coś w ramach prezentu, niestety skorzystałem z bimbrowni bez jasnej zgody.

* Dan to ja... I ja też przepraszam za tego pijaka! *

Dan wyglądał na zmieszanego i niezbyt pewnego siebie, w tłumie awanturników stawał się potulny jak dziecko, którym jeszcze był. Zun sięgnął do torby po flaszkę trunku.

- Ja za kolei nazywam się Zunthai, skromny alchemik i perfumiarz.

Ork wyciągnął w lewej dłoni kryształową karafkę wypełnioną zielonkawym trunkiem, w środku pływała sobie rozanielona wróżka, jakby przestrzeń którą zajmowała była jej królestwem.

- Mogę się tylko domyślać, że prezent jest odpowiedni?

Nie wiedzieć czemu, Stokrotka podała orkowi jeden z najlepszych kryształowych kielichów jaki znalazła, kręcąc głowa.

Zun podziękował po raz wtóry, patrząc Kirze głęboko w oczy, pozwalając aby zimne lazurowe spojrzenie napełniło ją wewnętrznym spokojem jego właściciela. Nie mrugnął nawet, skierował wzrok w dół, między nogi dziewczynki.

Gdyby zrobiła to samo, zauważyłaby że Zun, pomimo jednej sztucznej dłoni, zapełnił właśnie kielich w jednej trzeciej Zieloną Wróżką.






Zgrabnie ujął kielich między palce protezy i wyciągnął go w stronę Kiry, wróżka krążyła nad zawartością, urzekając swoim powabem i zieloną elegancją. Lewą dłonią wyciągnął z torby szczyptę białego proszku, będącego roztartym cukrem. Wsypując go do kielicha, mruknął ...

- Ogień...

A cukier okraszony został płomieniem, w nieco nadpalonej postaci lądując w alkoholu, by złagodzić nieco smak goryczki. Trunek oddziaływał bardzo silnie lecz jego skutki szybko mijały, sprawiał bowiem że osoba która go spróbowała, przenosiła się do wymarzonej krainy czarów, pełnej wszystkiego czego sobie zapragnie. Będąc mocnym połączeniem alkoholu i narkotyków, zostawiał po sobie halucynację ze świata snów przez pewien czas. Idealna proporcja składników czyniła go stosunkowo niegroźnym lecz ze względu na efekt, silnie uzależniającym. Zapach który roztaczał przypominał mocno ziołową wódkę, okraszoną karmelem.

- Wszystkiego najlepszego, panienko Kiro?

Zunthai spojrzał w oczy Kiry, czekając na jej reakcję.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
      
 
 
Dziewczyna założyła nogę na nogę i wychyliła w stronę orka gdy się zbliżył. Pachniała słodko kwiatami ,watą cukrową i lekkim w zapachu, a ciężkim w procentach owocowym winem. Na usłyszany komplement zareagowała uroczym wybuchem śmiechu i mocniejszym różem na policzkach.

- Och, ależ nie naraził mnie pan na żadne straty.- Powiedziała w końcu wychylając się do jego ucha. - Pokusiłabym się o stwierdzenie, że tylko zyskam na naszym spotkaniu.
Po czym skierowała wzrok na wiszącą na piersi rozmówcy głowę.

- Pana również jest mi miło poznać!– Obdarzyła Dana delikatnym uśmiechem.

A potem? Potem Zunthai rozpoczął swój magiczny spektakl. Kira wpatrywała się intensywnie w butelkę, która czyniła jej bordowe oczy jeszcze większymi. Wśród ochów i achów obserwowała zieloną wróżkę tańczącą na krawędzi kryształu. Zun widział w jej spojrzeniu autentyczny dziecięcy zachwyt i całkiem już dziewczęce podekscytowanie. Wzniecony przez niego płomyk zalśnił w szeroko otwartych oczkach. Zaraz pociągnęła nosem wciągając przyjemny karmelowy zapach.

- To… nie moje urodziny tylko Anette… - Powiedziała powoli nie odrywając wzroku od trzepoczących zielonych skrzydełek. – Ale przywłaszczam sobie ten prezent!

Jak postanowiła, tak zrobiła. Sięgnęła drobną dłonią w białej koronkowej rękawiczce po kielich i przytknęła do koralowych ust upijając zachłannie. Nie przejmowała się pląsającą na jej nosie i włosach wróżką. Gdy odjęła trunek od warg spojrzała wprost na Zunthaia. Śniła na jawie, widział to w błysku rozżarzonych czerwonych oczu. Widział w nich chaos, moc i mrok, którego jeszcze nie dotknął, a który go przecież pociągał. Nikt prócz niego zdawał się tego nie dostrzegać. Może nikt nie chciał?
Zamrugała i spojrzała ponownie. Słodka trójkątna buzia o pełnym sympatii i uznania wyrazie twarzy sprowadziła ich oboje do Aden, Portu Giran, do karczmy Gilotyna.

- To było cudowne! Jesteś niezwykły! – Ściskała naczynie w dłoniach wykrzykując radośnie.   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-07-29, 20:00             
      
Zun przejechał zimnymi palcami protezy po policzku Kiry, uśmiechając się subtelnie. Jego oczy aż świeciły z podniecenia, w które wprawiało go zapewne samouwielbienie spowodowane Zieloną Wrózką i reakcją małej na ów specyfik.

- Twoja słowa są dla mojej duszy, jak łyk czystej dla alkoholika. Niezmiernie się cieszę, że potrafiłem panienkę zadowolić.

* Również jestem w radości pogrążony, gdybym miał nogi, padłbym pani do stóp, niczym sługa uniżony!*

Zrymował sobie Dan, mrużąc czerwone ślepia.

- Już się tak nie popisuj, łebku...

Zunthai nie odrywając wzroku od oczu Kiry, odgarnął dłonią włosy na bok i schylił się aby szepnąć jej do ucha.

- Potrafię o wiele więcej. Jednak potrzebowałbym trochę swojego sprzętu z Heine. No i może jakieś...porządne łóżko? O ile panienka zechciałaby, abym zatrzymał się tutaj na jakiś czas.

Puścił oczko Stokrotce, która zerkała na nich zza lady, a w tym geście chowało się tysiąc innych. Wzrok Zunthaia był jednocześnie lodowaty i obojętny, a w głębi jarzył się napawającą obrzydzeniem fascynacją.

-      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
         

 

 
       
              
         
      
Lucrezzia 
Wiedźma z Lancre
 
            
            
         
Dołączyła: 18 Cze 2014
Posty: 73
 
Wysłany: 2014-08-02, 08:51              
      
Dziewczę przechyliło głowę w bok doznając miłej pieszczoty i uśmiechało się przyjaźnie.
- Nie zamierzam was stąd wypuszczać. – Odparła spuszczając wzrok na Dana. – Zadbam o to byś miał wszystko, czego ci trzeba Zunthai.
Wyglądała na podekscytowaną, gdy odstawiła kielich na ladę obok odsłoniętego uda ściśniętego jedwabną podwiązką. Sięgnęła do orczej piersi przejeżdżając po niej z jakimś budzącym się uwielbieniem. Gdy uniosła na powrót wzrok gładko odczytał jej spojrzenie. Jakby ta mała urocza istota stanowczo przekazała komunikat: „Od dziś należysz do mnie”. Cokolwiek miała na myśli…
Obróciła głowę w stronę Stokrotki.
- Znajdź mu najlepsze z komnat –Powiedziała dziwnym jak na nią autorytarnym tonem. - Ma mieć wygodę, spokój i warunki do tworzenia. To artysta.
Karczmarka pokiwała głową i spojrzała na Zuna z nową dozą uznania.   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-08-02, 10:49             
      
Zunthai pochylił się, musnął czoło Kiry gorącymi i jedwabnymi ustami, na których nie było śladu najmniejszych spękań. Wciągnął nosem zapach dziewczyny, tuż przy jej szyi, uśmiechając się delikatnie.

- Muszę kiedyś stworzyć dla panienki własne pachnidło.

Podnosząc głowę otarł się policzkiem o policzek Kiry, skinął z uśmiechem Stokrotce.

Zun wyciągnął z torby mapkę i wsunął ją Kirze za podwiązkę. Klucz do drzwi zawiesił jej na szyi.

- Tu leży pracowania...

Sięgnął po notesik, przez chwilę wypisywał coś w nim piórem, uśmiechając się delikatnie. Wyrwał kartkę i wręczył ją Kirze, lista była ogromna, co najmniej czterdzieści pozycji. W tym sprzęt laboratoryjny i beczki ze składnikami, niektóre z dopiskiem - Uważać, silnie trujące.

- A to lista rzeczy, które będą mi potrzebne. Ktokolwiek wejdzie do środka, nawdycha się trucizny. Po powrocie powinni zgłosić się do mnie, o ile chcą przeżyć. Jeśli przyjdzie im do głowy porozkradać mój majątek, długo się nim nie pocieszą.


Zunthai ukłonił się nonszalancko Kirze, zostawiając jej butelkę Zielonej Wróżki. Sam zaś wyciągnął mniejszą, zapasową, przypominającą flakonik perfum. Utworzył usta, opryskał gardło silnym trunkiem i ruszył na podbój Gilotyny.

Wysoki, zadbany ork o długich szarobłękitnych włosach, roztaczający w okół siebie mgiełkę pięknego zapachu, ubrany elegancko lecz stonowanie, by przepych ozdób nie odwracał uwagi od jego urody. Rzucał niektórym zimne i obojętne spojrzenia, jakby szukał największego cwaniaka w karczmie.

Zawieszona na jego szyi małpia główka chętnie komentowała rozmiary piersi i krągłość tyłków kelnerek oraz krzywe mordy bywalców. Zazwyczaj wywołując tym salwę śmiechu, szczególnie wtedy gdy była już niesamowicie zdenerwowana.      
_________________
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.   
         

 

 
       
              
         
      
Kędzior 
Nadworny moczymorda
 
            
            
         
Wiek: 22
Dołączył: 07 Cze 2014
Posty: 78

 
Wysłany: 2014-08-04, 14:45             
      
"Domownik"


Minęło parę dni odkąd Zun osiadł w Gilotynie, zajął się sporządzaniem trunków oraz używek. Co bogatsi przychodzili do niego ze zleceniami na truciznę, pachołkowie możnych rodów przesyłani byli z prośbami o wynalezienie pachnideł dla ich panów, jakimś cudem znajdując najlepszego perfumiarza w Heine na takim zadupiu jak Girański Port. Nie marnował czasu, każdą godzinę poświęcał na zajmowaniem się nowym interesem. Panienka Kira bardzo doceniała jego zaangażowanie, a Zielona Wróżka osobiście przez nią zaakceptowana, miała zostać wkrótce flagowym trunkiem karczmy.

Zunthai urządził sobie laboratorium w piwnicy, zajął parę pokoi na piętrze oraz bez żadnego skrępowania stworzył sobie malutką armię z drabów. Jednych uzależniał od swoich specyfików, innym płacił, gdyby Ci uzależnieni zechcieli się zbuntować. Za swoje usługi nie oczekiwał żadnej zapłaty od panienki Kiry, pokątnie eksperymentował na pijaczkach, coraz bardziej zżywając się z karczmą.

Pierwszy i najbardziej lojalnym eksperymentem alchemika okazał się Szczur, młody chłopak którego udało mu się wykreować na własne potrzeby, przy pomocy silnego narkotyku, "Lokatej Dziwki". Od tej pory został jego chłopcem na posyłki, a to co robiły mu z głową nowe zabawki Zunthaia, wzbudzało grozę w największych zabijakach. Po paru dniach przyjmowania umiarkowanych dawek, był w stanie posiekać kogoś tasakiem z kolejną działkę.   
      

 7 
 : Październik 23, 2016, 00:26:16 
Zaczęty przez Rukyan - Nowe: wysłane przez Rukyan
https://www.youtube.com/watch?v=QXJbX6Yc9Is

Obraz przedstawiający młodego jeszcze Tukhariego Męczyciela, wiszący na ścianie w jego domu rodzinnym.




                                                              Imię: Tukhari Złotousty

                                                              Płeć: Mężczyzna

                                                              Rasa: Altmer

                                                              Wiek: Nieznany

                                                              Zawód: Wędrowny kapłan "Jasnej Pani"

                                                              Frakcja: Aldmeri Dominion

                                                                  Klasa TESO:
Templar





 Budowa: Bardzo wysoki, tęgi mężczyzna ze średniej wielkości brzuszkiem.

 Włosy/Zarost: Wyłysiały, nosi bujną brodę.

 Oczy: Bursztynowo-złote.

 Cechy szczególne: Tatuaże na obu ramionach, od barku aż po dłonie. Naturalny złoty kolor ust, namaszczenie od Jasnej Pani.



[size=150]Charakter i zachowanie:[/size]
[/color]


Traktuje wszystkich jak przyjaciół, nawet istoty które ma zaraz zabić. Wydaje się jakby każdego znał i szanował, uroni łzę nawet nad losem najgorszej szumowiny. Jedni widzą w nim nadzieje i ciepło, głos rozsądku i wcielenie dobra. Inni zaś postrzegają go jako szarlatana, dziwkarza i moczymordę skrytego za mądrymi kapłańskimi sentencjami. Tukhari jest pogodny i wyrozumiały, otwarty na świat i jego problemy. Szczerzy ze sobą i otoczeniem,  zawistny jeśli chodzi o dziewki, nieustępliwy dla wrogów.  Rzadko się unosi, gdy już to robi to z wyższej konieczności, a nie dla własnej przyjemności. Podąża ścieżką Jasnej Pani, a przynajmniej próbuje - przekłada własny rozum ponad jej nauki. Stara się reagować na krzywdę niewinnych, chyba że akurat zdarzy mu się nadużyć alkoholu. Zaatakowany nadstawi drugi policzek, a potem zaskoczy sierpowym. Ucieka bez wahania jeśli to jedyna możliwość, jednak najpierw dba o bezpieczny odwrót dla towarzyszy. Chętnie występuje publicznie, udziela prelekcji, bądź śpiewa po pijaku w barze. Zdradzony bądź upokorzony wybacza, gdy okażą skruchę, lecz nigdy nie zapomina. Mści się tylko za krzywdy wyrządzone jego bliskim.




[size=150]Historia:[/size]
[/color]


https://www.youtube.com/watch?v=R1jG99z7lVY

Solidnie nadgryziony zębem czasu altmer, o siwych włosach i krzaczastej brodzie, pykał ze spokojem fajeczkę siedząc sobie wygodnie na bujanym fotelu. Wpatrywał się w zachód słońca, a za każdym razem gdy niebo oblewało się czerwienią, jego źrenicę rozszerzał strach. Przez długi czas rodzina uważała że to jakieś schorzenie, przecież unikanie danego koloru nie może być normalne. Ciągano go po świątyniach, znachorach czy nawet akademiach medycznych, a on, niczym zacięta katarynka w kółko powtarzał jedną i tę samą historię. Ostatnią osobą która wysłuchała tej opowieści był kapłan Jasnej Pani, nazywany pieszczotliwie Promykiem Nadziei.


~ Nie od zawsze boję się juchy i wszystkiego co mi się z nią kojarzy, przeca długie lata byłem żołnierzem i przelewałem ją w imię wyższości naszej rasy. Ostatnie miesiące służby spędziłem jako strażnik pokoju tortur, którym zarządzał jaśnie pan Tukhari Męczyciel. Przydział jak się patrzy, byłem pewien że gdy przejdę w stan spoczynku, wrócę do domu cały i zdrowy.


Na twarzy starca zagościł niepokój, łapczywie zaciągnął się dymem z fajki, wziął głęboki oddech i ciężko westchnął.


~ Przyjąłem przydział bez zastanowienia, bo wtedy jeszcze nie wiedziałem, że osoba której praktyki przyjdzie mi oglądać, to najczarniejsza dusza jaką kiedykolwiek widziało Tamriel. Deadryczny wręcz uśmiech gościł na jego twarzy, gdy przebierał w licznych narzędziach tortur, a krew ociekała mu ze skórzanego fartucha niczym rosa z liści o poranku. Z każdym worem mięsa, bo tak ich nazywał, wołał mnie do środka i kazał patrzeć. Pod pretekstem że torturowany może zbiec w każdej chwili.


Mężczyzna wlepił wzrok w dębowe deski werandy, zbierając myśli. Ponownie przysunął fajkę do ust , wziąwszy parę sztachów spróbował się uspokoić.


~ Patrzyłem więc, a każdej następnej ofierze coraz to bardziej współczułem. Zdrajcy, szpiedzy, złodzieje i inne męty społeczne, przecież na to zasłużyli, nie? Jednak to co robił im Męczyciel przechodziło moje najgorsze oczekiwania dookoła i właziło do głowy prosto przez dupę. Swąd palonej skóry przyprawiał mnie o mdłości, a gdy karmił wory mięsa ich własnymi flakami niemalże mdlałem.

Wypuścił z dłoni fajkę, zacisnął ją w pięść i przytulił do piersi drugą dłonią, spoglądając na kapłana którego twarz skryta była pod kapturem.

~ Jednak dałem radę znosić to wszystko, do czasu aż na zwykłe przesłuchanie przyprowadzono młodego khajita. Rozkaz był wyraźny, wydobyć informację o skradzionych przedmiotach bez używania przemocy. Podobno zwierzokształtny był protegowanym kogoś tam ważnego, bo zwyczajnie to upierdolono by mu dłonie u łokci.

Starzec przytulił dłonie do uszu i kontynuował, jakby nie chciał słyszeć własnych słów.

~ Obrał go, kurwa, jak ziemniaka. Gołe mięso, pełno krwi, nie wiem jak to możliwe ale on nadal żył. Gdyby nie przełyk wypalony wrzątkiem pewnie dalej by krzyczał, wołał o pomoc. Z trudem łapał powietrze, drżąc z bólu przy każdym wdechu. Nie mogłem na to patrzeć, musiałem coś zrobić. Jednak strach mnie paraliżował, strach przed tym psychopatą. Godzinami patrzyliśmy wspólnie jak młody jeniec umiera, a ten skurwiel postawił stół tuż przed nim, kazał sobie przynieść posiłek. Popijał wino z kieliszka, rozkoszując się baraniną. Wlepiając ohydne stalowe oczy w żywy wór mięsa tuż przed nim, brakowało tylko by wyciągnął z portek fiuta i go zerżnął.

Sędziwy altmer nie odrywał wzroku z własnych kolan, oddychając ze świstem.

~ Doniosłem na niego, wkrótce potem zawisnął. Tego samego dnia zdezerterowałem, nie potrafiłem dłużej być żołnierzem.

Łzy oblały twarz dziadka, wyciągnął błagająco dłonie do kapłana. Jego palce drgały niczym struny lutni podczas wesołej ballady. Kapłan zdjął kaptur i posłał mu serdeczny, złoty uśmiech, wyciągnął do starca dłoń.


~ Tooo... too... to Ty skurwysynu! Jakim cudem nadal żyjesz! Helga! Wołaj synów, martwi plugawią nasze domostwo!

Nim ktokolwiek przybiegł, serce odmówiło mu posłuszeństwa. Upadł z fotela na deski i tam dokonał żywota. Oficjalną przyczyną zgonu według Tukhariego Złotoustego był zawał mięśnia sercowego, spowodowany przeżywaną w kółko traumą.



Tukhari Męczyciel zginął na stryczku, podczas publicznej egzekucji. Podobno jego ciało zostało skradzione, za co oskarżono i wyklęto jego najbliższą rodzinę. Trzydzieści lat później altmer łudząco podobny do niego zostaje kapłanem Jasnej Pani i przemierza Tamriel, niosąc ze sobą najczystsze światło dobroci jakie kiedykolwiek widziano.






 



[size=150]Umiejętności[/size]

Mistrzostwo : Magia światła, bójki na pięści.

Wprawny :
Broń jednoręczna i tarcza, ziołolecznictwo.

Średni :
Ciężkie pancerze, dyplomacja.

Słaby : Magia zniszczenia, gotowanie.

Beznadziejny : Łuki, pływanie.



[size=150]Plotki[/size]



~ Mówi się że w Skywatch nazywany jest Promyczkiem.


~
Podobno kiedyś był katem z dużym zamiłowaniem do tortur.

~ Zwykła świnia i alkoholik.

~ Dziewki w różnych miastach plotą że jest obrzydliwie bogaty.

~
Od innych zaś słyszymy że ma małą i wykręconą kuśkę.

~ Nigdy nie przegrał w bójce na pięści.

Strony: [1] 2 3 ... 10

Nostalgia Theme by husmen73 & Masterhan Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap
Burza - Klan Lineage ][
MySQL | PHP | XHTML | CSS

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

gods sue twistedgamers filtrowa36 sawanna